sobota, 4 lipca 2015

Moto: Wrażenia po doszkalaniu na torze w Bydgoszczy

Jazda motocyklem jest znacznie trudniejsza i bardziej wymagająca niż jazda samochodem. Dlatego wielu świadomych motocyklistów regularnie bierze udział w szkoleniach doskonalenia techniki jazdy. 06.06.2015 miałem okazję spędzić dzień na takim doszkalaniu pod okiem Tomka Kulika i jego najznakomitszych instruktorów na torze kartingowym w Bydgoszczy.

Cel i plan szkolenia

Tematem wiodącym szkolenia była technika pokonywania zakrętów. Po prostej pojechać to każdy głupi umie, ale efektywnie przejechać serię ciasnych i wymagających zakrętów to sztuka wymagająca wiedzy i wielogodzinnej praktyki. Doszkalanie składało się z krótkiej sesji teoretycznej i szeregu sesji praktycznych na torze kartingowym.

Źródło: Prawko Online
Uczestnicy zostali podzieleni na dwie grypy według doświadczenia i umiejętności. Dzięki temu każdy znalazł coś dla siebie. Przynależność do grupy zaawansowania była oznaczona kolorem nalepki na przednim reflektorze. Tak więc mieliśmy grupę srebrną - bardziej i pomarańczową - mniej zaawansowaną. Ja trafiłem oczywiście do grupy mniej zaawansowanej i czułem się w niej całkiem nieźle. Osobiście uważam, że grupa srebrna wykonywała ćwiczenia, dla których jest dla mnie jeszcze za wcześnie, ponieważ wymagały płynnej i poprawnej obsługi sprzętu, której nauka jeszcze trochę czasu mi zajmie.

Zasadniczy cel szkolenia, to skorygować postawę i technikę każdego z uczestników, aby jego jazda po zakrętach była płynna, szybka i bezpieczna. Forma szkolenia i praca instruktorów sprzyjały nie tylko przekazaniu, ale pokazaniu i pozwoleniu doświadczenia najważniejszej konkluzji: wszystkie te 3 cechy są całkowicie zbieżne i w żadnym razie się nie wykluczają.

Praktyka czyni mistrza

Źródło: Prawko Online
Pierwsza sesja praktyczna służyła poznaniu toru. Powiem szczerze, że było to dla mnie lekko przerażające. Tor kartingowy w Bydgoszczy to obiekt wymagający technicznie, a ciasne zakręty nie napawają optymizmem, gdy jedzie się ciężkim chopperem. Jako jedyny stawiłem się na szkoleniu z maszyną tego rodzaju i można było uznać, że byłem całkowicie nie na miejscu. To zupełnie mylne wrażenie. Yamaha XVS 650 bardzo dobrze nadaje się na takie zakręty, a we właściwych rękach nie będzie odstawać hardcorowym sportom. W takich warunkach jest to oczywiście sprzęt bardziej wymagający, ale przez to dający więcej frajdy z poprawnego wykonania każdego ćwiczenia, z właściwego pokonania kolejnego zakrętu. Nie było mi zbyt łatwo się rozgrzać i zastosować w praktyce wiedzy przekazanej na wykładzie. Za bardzo skupiałem się na prowadzeniu maszyny, przez co ciężko  mi było otworzyć się na zakręt, zastosować i utrzymać poprawną pozycję. Im zakręt był ciaśniejszy, im bardziej było to potrzebne, tym trudniej mi to wychodziło. Sam działałem na swoją niekorzyść, miałem trudności z przejściem najtrudniejszych nawrotów, a na którymś z okrążeń przytarłem gmolem automatycznie tracąc większość pewności siebie.

Dzięki pomocy instruktorów, ich cierpliwości i dobrym radom w następnych turach stopniowo poprawiałem swoją postawę, lepiej wyczuwałem maszynę i odzyskiwałem pewność siebie. Wielu uczestników w czasie sesji było przez instruktorów zatrzymywanych bezpośrednio przy torze w celu omówieniu popełnianych błędów i szybkiej korekty. Ja nie miałem tej przyjemności. Wygląda na to, że moje podejście było dostatecznie dobre i poprawa na tyle widoczna, że nie było to konieczne. Z początku trochę mi tego brakowało, ale z każdym kółkiem zyskiwałem pewność siebie i przestawałem odczuwać potrzebę 'indywidualnego szkolenia'.

Już po pierwszej turze na torze podczas kolejnych proponowane były ćwiczenia, które miały pomóc odczuć jak ważna jest właściwa pozycja na motocyklu dla poprawnego jego prowadzenia. Kolejno w sesjach wykonywane były ćwiczenia:
  • inicjowanie skrętu poprzez przeciwskręt przy prędkości powyżej granicy równowagi
  • dohamowanie do zakrętu trzymając kierownicę jedną ręką
  • jazda z odciążaniem zewnętrznego podnóżka w zakręcie
  • jazda z dociążaniem zewnętrznego podnóżka w zakręcie
Były to ćwiczenia skierowane do grupy mniej zaawansowanej. Niestety gdy pomarańczki zjeżdżały z toru, sreberka już wjeżdżały, więc nie miałem możliwości wysłuchać jakie zadania dokładnie dostawała grupa bardziej zaawansowana. Tak z widzenia, jestem w stanie stwierdzić, że między innymi były wykonywane hamowania awaryjne odpowiednio z około 60km/h i ze 100km/h.

Przez większość kursu, każdy samodzielnie wybierał trajektorię przejazdu przez każdy zakręt. Oczywiście zagadnienie to pojawiło się w sesji teoretycznej, jednak przeniesienie teorii na praktykę realizowane było z różnym skutkiem. Wielokrotnie widziałem, jak motocyklista przede mną inicjował skręt stosunkowo blisko strony wewnętrznej. W ostatnich rundach, na wejściu w co trudniejsze zakręty pojawiły się 'bramki' wskazujące strefę rozpoczęcia skrętu. Bardzo poprawiało mi humor gdy widziałem, że pokrywały się one z moim pierwotnym torem przejazdu danego zakrętu. Po zakończeniu żałuję tylko, że nie spróbowałem omówić jednego konkretnego zakrętu z instruktorem. Drugi lewy zakręt wydaje się być dość symboliczny i pod koniec przestałem traktować go poważnie i wychodząc z pierwszego prawego ciąłem ten lewy znacznie odważniej. W efekcie przed następnym lewym moja maszyna była ustawiona pod znacznie większym kątem do zakrętu i jego zainicjowanie było nieco trudniejsze, ale czas przejazdu serii 3 wcześniejszych zakrętów był u mnie znacznie mniejszy, bo właśnie tam nadganiałem szybsze maszyny. Będę musiał o tym pogadać z instruktorami następnym razem.

Bezpieczeństwo to sprawa złożona

Odpowiednia technika jazdy, świadomość działania mechanizmów maszyny, czy znajomość praw fizyki wpływają na bezpieczeństwo motocyklisty. Trzeba jednak być świadomym również mechanizmów ludzkiej psychiki czy podstawowych funkcji życiowych, aby odpowiednio o siebie zadbać podczas takiego szkolenia i nie zaszkodzić sobie i innym. Na koniec jednej z tur na torze Tomek Kulik przyznał, że musiał nas ściągnąć z toru, bo niektórzy zaczynali za mocno szarżować. Do tamtego momentu na torze doszło do 8-miu incydentów, co najmniej 2 maszyny zostały uszkodzone i co najmniej jedna osoba nie mogła kontynuować szkolenia. Trzeba być cały czas świadomym, że ta zabawa musi się odbywać według pewnych reguł i wszyscy jej uczestnicy mają ich przestrzegać. Instruktorzy wielokrotnie powtarzali, aby nie wyprzedzać w zakrętach czy zachować odstępy. Jako najwolniejszy na torze widziałem przypadki ignorowania lub naginania tych zasad. Część przypadków była dla mnie zrozumiała i sam je usprawiedliwiałem, część była przykładem zupełnego braku poszanowania reguł ustalonych przez organizatora. W zasadzie na dobre by wszystkim wyszło publiczne zdjęcie z toru jednego osobnika, który notorycznie swoim V-Strom-em wyprzedzał innych w zakrętach. Kilku uczestników próbowało zwracać mu uwagę, co nic nie dało. Osobiście miałem nieco żal do instruktorów, że pozwalali mu kontynuować jazdę. Mnie nie raz zupełnie wybił z rytmu i po takim wyprzedzaniu, przechodziłem zakręt niemal pionowo przy minimalnej prędkości. Nie mogłem się złożyć, utrzymać właściwej trajektorii, ani operować gazem, nie mając przed sobą bezpiecznej przestrzeni, której pilnowałem przed zakrętem. Dodatkowo odczuli to wszyscy, którzy jechali zgodnie z zasadami i spokojnie czekali na właściwy moment. Ja zwalniałem i oni też musieli.

Znajomość własnych ograniczeń to nie tylko pohamowanie swoich zapędów na torze, ale znajomość fizjonomii własnego ciała. Podczas całej części praktycznej z nieba lał się straszny żar. Słońce górowało na niemal bezchmurnym niebie. W czasie szkolenia wypiłem 2 butelki (ok. 3l) wody mineralnej i było to zdecydowanie za mało. Na koniec czułem się jak po najgorszym chlaniu swojego życia. Miałem zawroty głowy, nudności, podwyższone tętno, a czaszkę rozsadzał mi tępy ból. To wszystko to objawy odwodnienia i skrajnego wyczerpania. W tym stanie nie powinienem wyjeżdżać na drogę publiczną. Pokonanie 300m do hotelu było naprawdę nie lada wyczynem. Organizatorzy zapewnili sporą ilość wody i drobne przekąski, jednak miło byłoby, gdyby postawili o parę namiotów czy parasoli więcej, zapewniając uczestnikom więcej cienia. Nie głupim pomysłem byłby też najzwyklejszy wąż z zimną wodą. Proste rozwiązanie w celu ochładzania ciała, niezbędnego w takich warunkach. To co mnie się niezwykle podobało, to obecność ratownika na torze. Przez większość czasu wyraźnie się nudził, ale gdy tylko cokolwiek się działo, pędził na miejsce i udzielał wszelkiej pomocy. Zdecydowanie człowieka podziwiam za kawał dobrej roboty jaką odwalił.

Pierwotnie planowałem po szkoleniu chwilę odpocząć, znaleźć jakiś obiad i ruszać do domu. Na szczęście Pipi zadbała o nas i zarezerwowała Hotel na nocleg po szkoleniu, a powrót przesunęliśmy na następny dzień. W zasadzie, to do późnego wieczora nie byłem na siłach, aby gdziekolwiek jechać. Dużo wody, banany, porządny obiad rozpoczęty lekkostrawną zupą i relaksujący spacer pozwoliły uspokoić organizm, ale na pewno nie powrócić do formy na tyle, by atakować ponad 250km trasy.

Jeśli więc ktoś planuje wybrać się na takie szkolenie, zdecydowanie zalecam wynajęcie pokoju i przesunięcie powrotu na dzień następny. Jazda w takim stanie to zagrożenie nie mniejsze niż jazda po alkoholu.

Bydgoszcz to nie tak blisko

Polska nie jest niby duża, a sukcesywnie oddawane odcinki autostrad stopniową ja zmniejszają. Patrząc na mapę można odnieść wrażenie, że dystans ze stolicy do Bydgoszczy nie jest wcale duży, a jego pokonanie, to żaden wyczyn. Pomysł dojechania na szkolenie prosto z domu nie był najgorszym jaki dotąd miałem, ale do kategorii najmądrzejszych też na pewno nie wpada. Wyjeżdżając ze wschodniej strony Warszawy udało mi się do punktu docelowego dojechać w 4h. Wynik całkiem niezły. Niestety lekko spóźniłem się na sesję teoretyczną i nie miałem zbytnio czasu na odsapnięcie. W zasadzie mam spore doświadczenie w docieraniu na różne sesje treningowe prosto z drogi, jednak rekomenduję zaplanowanie przyjazdu na znacznie wcześniejszą porę i zaplanowanie czasu na odpoczynek.

Jestem ze szkolenia bardzo zadowolony. Choć początkowo czułem się nieco nie na miejscu, a cierpki humor Tomka Kulika potrafił mnie pozbawić pewności siebie, już po kilku turach załapałem 'odpowiedni rytm' i byłem w stanie wykonać każde z zadanych ćwiczeń przynajmniej raz. Niedawno jeden ze znajomych stwierdził, że maszyna mnie ogranicza. Był to dla mnie niezwykły komplement. Na tym szkoleniu sam to dobrze czułem i całkowicie się na to godziłem. Podniosłem sobie nieco poziom trudności i jestem z tego bardzo zadowolony. Gdybym po torze przejechał się Suzuki GSX 1400, Yamahą XJR 1300, FZ6 czy Kawasaki Ninja 6R byłoby mi na pewno łatwiej i szybciej, ale błędy popełniałbym zapewne znacznie dłużej.

Zdecydowanie polecam oddanie się w ręce instruktorów Tomka Kulika. 300PLN na jednodniowe szkolenie na dobrym obiekcie i pod okiem świetnie przygotowanych instruktorów, to jedna z lepszych możliwych inwestycji w siebie. Bardzo spodobał mi się tor kartingowy w Bydgoszczy i z chęcią wrócę na ten obiekt na podobne szkolenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz