Człowiek jest istotą społeczną. Uczą nas tego już od pierwszych lat. Z biegiem czasu należymy do coraz większych społeczności. Nawet w pewnej chwili buntujemy się przeciw temu jednocześnie stając się w ten sposób członkami innej grupy społecznej. Grupy nastoletnich buntowników. Jakiego kroku więc nie wykonamy trafiamy w to samo bagno, tylko z innej strony.
Serwisy społecznościowe zyskały na popularności. Pozornie kierowane są do określonej grupy społecznej lub wiekowej. Pozornie są odzwierciedleniem świata zza monitora. Pozornie... Popularność tych portali oznacza ogromne zainteresowanie zagregowanych społeczności. Bycie użytkownikiem takiego portalu samo w sobie oznacza przynależność do społeczności. Nie przed, a po. Jest więc niemal obciachem nie być użytkownikiem, grona, epulsa, facebooka, twitera, myspace, last.fm, (...) naszej-klasy i dziesiątek innych. Te właśnie serwisy tworzą ogromną chmurę, nawałnicę zwaną web2.0.
Były czasy, kiedy człowiek używał sieci internet do komunikacji, oraz pobierania informacji. Każdy twórca strony internetowej był samodzielnie odpowiedzialny za jej treść. Serwisy pojawiały się i znikały. Albo miałeś coś do powiedzenia, albo już Cię nie było. Jako szary user, miałeś swój czas, swoje impulsy i chłonąłeś jak gąbka wiedzę zamieszczoną przez innych. Czasy te bezpowrotnie minęły. Teraz każdy może napisać co chce. Każdy może założyć stronę, albo bloga. Przede wszystkim każdy może i niestety robi to, założyć konto w serwisie społecznościowym by identyfikować się z jakąś grupą. Stałym elementem takich serwisów jest możliwość tworzenia grupy znajomych. Dodajesz, usuwasz, przesuwasz, zarządzasz swoimi znajomymi jak w notesie. Nie są to jednak tylko kontakty. To miara popularności. Miara akceptacji w stadzie. Powstał swoisty sport, kolekcjonowanie "znajomych". Wyprzedzanie się w liczbach. Portale dobrze to wspierają wyświetlając liczbę znajomych w profilu, czy przy awatarze postaci. Tysiące trofeów, tysiące głów.
Wraz z różnymi zmianami serwis grono od pewnego czasu wyświetla dokładną liczbę znajomych tylko do 500. Później pojawia się magiczne 500+. Jest jak złoty medal, puchar do postawienia nad kominkiem. To prestiż przyniesiony przez zwycięstwo. Jest jak sława i popularność. Jak niegasnące światło reflektorów. Ten kto nie umie tego osiągnąć powinien zostać zepchnięty na margines społeczności, bo jest nieudacznikiem. Nie jest jednak miło stać w tłumie i cieniu tłumu. Ilu swoich znajomych można wymienić z imienia? Powiązać imiona z twarzami, twarze z sytuacjami? Ilu z nich można poznać na prawdę?
Pewien filozof powiedział kiedyś, że człowiek powinien mieć tylu przyjaciół na ilu go stać. Tylko że my nie szukamy już przyjaciół. W zasadzie nie rzadko zauważyć można, że nikogo nie szukamy. Przykładem znowu serwis grono. Co profil, to "nikogo nie szukam". Do znudzenia można przeglądać zdjęcia osób, które osiągnęły już wszystko, znalazły wszystko i doświadczyły wszystkiego. Znajdą się jeszcze co jakiś czas takie, które szukają przygody, albo partnera. Są i tacy, którzy do znudzenia i wciąż szukają znajomych. Znajomych nigdy za wiele. Tak wiele przecież można.
Dla wielu ludzi przynależność do takiego serwisu jest pewnego rodzaju przymusem. Portal jest platformą komunikacji ze znajomymi, często tymi prawdziwymi. Przeniesienie na platformę komunikatora internetowego, czy poczty elektronicznej niektórym po prostu nie pasuje. Poszukiwanie nowych i nowych fałszywych znajomych, figurantów oznaczających liczby tak bardzo absorbuje, że nie mają czasu na inne sposoby kontaktu. Co najważniejsze nie mają czasu na kontakt prawdziwy.
Czy jestem święty? Staram się być rozumny. Staram się znać ludzi, których awatary widnieją na mojej liście. Człowiek, który nie ma w sobie czego zmieniać, jest oszustem, kłamcą. Nie ma ideałów. Jeśli jednak jesteś rozumny, możesz stosunkowo szybko zrozumieć pewien cytat:
W świecie ślepców jednooki jest królem
Sam już nie wiem skąd wzięły się w mojej głowie te słowa. Tak często jednak pasują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz