W ostatnim czasie staraliśmy się, razem ze znajomymi stworzyć inicjatywę, która z czasem miała się stać małym przedsiębiorstwem. Może nie jesteśmy najlepsi, ale mamy jakieś takie dziwne parcie na sukces. Najwyraźniej nie lubimy siedzieć i czekać na gotowe. Nie trudno przecież zacząć działać w branży IT jeśli ma się niezłe głowy, a nasze takie przecież są. Z racji że coś robić przecież trzeba, aktualnie wiele zajmujemy się tworzeniem stron i serwisów webowych. Tyle tytułem wstępu, a teraz pierwsze słowa przestrogi: nie zaczynaj bo nie skończysz.
Postaram się nie rozpisywać za wiele, jednak celem tego postu jest nie tylko przedstawienie co najmniej jednej czarnej strony dziedziny, ale także przestroga przed konkretnym klientem, który aktualnie wraca jak sęp na rynek i będzie szukał naiwnego, który szybko i za żadne pieniądze wykona dla niego stronę, a w zasadzie to ze dwie, na już, a w zasadzie to na wczoraj. Tego typu zlecenia są zawsze wyzwaniem. Tak samo opisują swoje potrzeby zdesperowani laicy i cwani krętacze. Z początku trudno odróżnić jednych od drugich.
Podjęliśmy się wykonać stronę dla człowieka, który robił wrażenie dość zdesperowanego. Do tego miał za sobą przejścia ze złym wykonawcą, który bez wyjaśnienia przerwał prace i zerwał kontakt. Trochę mamy za miękkie serca, bo przyjęliśmy to, a nie powinniśmy. Przynajmniej bez sprawdzenia tej bajki. Na początek mieliśmy sporą swobodę twórczą. To bardzo budujące. Swoboda tego typu zawsze jest wyzwaniem, ale pozwala na stworzenie czegoś, czym można się później pochwalić. Po krótkim czasie, mieliśmy prototyp do pokazania i tu zaczęły się schody. Nagle kontakt z panem Waldkiem się urwał. Praktycznie nie wiadomo co dalej robić. Zero kontaktu od klienta oznaczało w tym momencie całkowite wstrzymanie prac, słanie maili i czekanie na jakiś odzew.
Kiedy kontakt udało się nawiązać dostaliśmy wreszcie pierwsze uwagi do strony. Rozpoczęliśmy dalsze prace z nadzieją, na rychły koniec. Jako młodzi i zdolni podjęliśmy się też wykonania drugiej strony dla tego samego zleceniodawcy. Nie wymagała ona więcej pracy niż ta pierwsza. Został ustalony wstępny termin i ostro pracowaliśmy, aby go dotrzymać. Niestety pan Waldek reprezentujący firmę Wikarusa postanowił nam to mocno utrudnić. Kiedy obie strony były już na ukończeniu i przedstawiały się całkiem nieźle, zaczął zgłaszać dziesiątki bezsensownych poprawek. No i oczywiście wszystko "na wczoraj". Kiedy sam czegoś chciał, pisał jednak na odpowiedź od niego trzeba było za każdym razem czekać.
W pewnym momencie wymagania się rozszerzyły. To co pierwotnie miało być statyczne nagle stało się dynamiczne. Tu też zaczęło się powielanie naszych błędów. Pozwolę sobie dopiero teraz cofnąć się do początku. Pomimo tego, że firma Wikarusa jest dość sporym i majętnym przedsiębiorstwem w branży energii odnawialnej, postanowiliśmy zrobić tę robotę za psie pieniądze, a korzyści upatrywać w kontaktach i prestiżu. Ponadto raczyliśmy firmie Wikarusa zaufać na tyle, że nie podpisaliśmy umowy. Teoretycznie spisane zostały wstępne ustalenia, które zawierały wymagania, jednak nie zostały one potwierdzone przez strony. To był pierwszy błąd prowadzący do lawiny kolejnych.
Od tamtego momentu za każdym razem, gdy wszystkie wymagania były spełnione i projekt był zrealizowany, pan Waldek miał kolejne uwagi i zgłaszał kolejne "błędy". Wszystko zmieniało się nie tylko wizualnie, ale również funkcjonalnie, co jednak nie miało swego odzwierciedlenia w cenie. Ponadto w tym czasie z braku odpowiednich dochodów zdecydowaliśmy się na wyjście z AIP, przez co aktualnie nie możemy wystawiać faktur VAT. Firma Wikarusa została o tym oczywiście poinformowana, jednak to nie miało dla niej znaczenia do momentu, gdy zgłosiliśmy chęć sfinalizowania transakcji.
Aktualnie sprawa wygląda tak, że wszystkie wykonane dla Wikarusa strony zostały zamknięte i na każdej z nich widnieje informacja o oczekiwaniu na zapłatę. Próbowaliśmy w ten sposób panu Waldkowi zwrócić uwagę, że nasza praca została wykonana i miło byłoby ją docenić wykonując płatność. Niestety firma Wikarusa wykazała się "wielkim sprytem" i pan Waldek szybko zmienił przekierowanie adresu swojej domeny wikarusa.pl, aby przypadkiem jego klienci nie zobaczyli, że nie raczył opłacić cudzej pracy. Dołączyłem więc do posta zrzuty ekranów co pierwotnie było dziś rano widać na stronie głównej i co jest teraz. Przy okazji dodam może od razu, że wiemy, iż wygląda to gorzej niż przeciętnie, jednak pan Waldek z Wikarusa w pewien sposób wymusił na nas taki wygląd tego projektu. W końcu wiadomo: "nasz klient, nasz pan".
Tak więc teraz kilka wniosków w ramach podsumowania jeśli ktoś przypadkiem przegapił:
- nigdy nie zaczynać pracy bez zatwierdzonego zbioru wymagań
- nigdy nie zaczynać pracy bez podpisania umowy (niezależnie od tego co będzie podstawą rozliczenia, umowa czy faktura VAT)
- nigdy nie współpracować z firmą Wikarusa
Czytaj też:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz