czwartek, 11 sierpnia 2011

Informatyk za kierownicą - łuk nie jest taki trudny

Opisywanie moich zmagań na kursie na prawo jazdy idzie mi niemal tak wolno jak wyjeżdżanie godzin na samochód. Oto opis dopiero 4tego spotkania na kursie. Tym razem będzie nieco przemyśleń na temat jazdy po łuku, jazdy w korkach warszawskich i praktyczne wykorzystanie My Tracks do śledzenia trasy podczas jazd.

Tym razem wiedziałem już zawczasu o zamianie instruktorów (mój instruktor był chory) i wiedziałem też o zmianie punktu startowego. Ruszałem z placu Bankowego, nie jak zwykle z placu Prostytucji Konstytucji. Różnica jest niewielka. To jakieś 5minut bliżej jadąc ode mnie z domu. Istotne jest to, że łatwiej jest z niego wyjechać na początku jazdy i nie trudno ponownie tam wjechać. Drugą zaletą jest bliskość miejsca gdzie można zaparkować bezpiecznie rower. Na placu bankowym jest taki duży urząd. Ma tam biuro na przykład Wojewoda Mazowiecki. Pod tym urzędem w jego podwórku, zaraz przy budce strażnika znajduje się stojak na rowery. No i co ważne są to solidne ramki wmurowane w ziemię. Lepsze miejsce niż na Śniadeckich i jest 2 kroki od parkingu.

Tego dnia czekała mnie nowa przyjemność. Z racji, że radziłem sobie nieźle na mieście poprzednim razem teraz mogłem dotrzeć na plac manewrowy, by poćwiczyć tam jeden z manewrów egzaminacyjnych, czyli jazdę po pasie ruchu do przodu i do tyłu, czyli dobrze znany łuk. Jak już kiedyś wspomniałem, miałem przyjemność poćwiczyć jazdę do tyłu z moim przyjacielem. To sporo mi pomogło. Tam warunki były zdecydowanie trudniejsze, a i tak nikogo nie zabiłem i nic nie zdemolowałem. Tutaj jedyne co mi groziło to przestawienie paru pachołków, słupa latarni, albo potrącenie motocyklisty ćwiczącego ósemki. No dobra, jednak można było narobić szkód.

Zasady na łuku są proste. Na obu końcach znajdują się koperty. Najpierw jest "długa" prosta prowadząca do ciasnego zakrętu kończącego się kopertą. Nie jestem pewien jak to będzie na egzaminie wyglądało w pełni, ale i tak zaczyna się od tej prostej i parkuje za zakrętem, by potem ruszyć w drogę powrotną tyłem. Ważne jest, że żaden pachołek nie może być potrącony, ani dotknięty (pachołek parzy ;) ), ani też nie można najechać na linie. Wiem, że są ludzie uczeni bardzo algorytmicznie. Wiedzą o ile skręcić kierownicę kiedy minie się ten, czy tamten pachołek. Ja niestety nie jestem aż tak dobry w określaniu pozycji pachołków w lusterkach, więc nawet nie staram się tak uczyć. Wolę raczej uczyć się spokojnych ruchów według oceny mojej pozycji wg pachołków. Jednej sztuczki mnie już nauczono, aby wjeżdżając przodem na kopertę zaparkować bliżej prawej strony. Dzięki temu wyjeżdżając tyłem wystarczy pilnować lewej strony, a przód samochodu nie wysunie się na/za linię, ani nie potrąci lewego pachołka.

Jak mi szła jazda po łuku? Ogólnie zadziwiająco dobrze. Raz potrąciłem pachołek lusterkiem i raz tyłem się o pachołek oparłem bez przemieszczania go. Niezła sztuczka, bo gdyby był to garaż, to bym nic nie uszkodził. Zdecydowanie podobało mi się to i mogłem to robić w nieskończoność. Pani instruktor była lekko zdziwiona, że nogi mnie od tego nie bolą. Moje nogi są na szczęście przyzwyczajone do ciągłej pracy. Polecam ogólnie w ramach rozgrzewki przed jazdą samochodem pokręcić na rowerze. Bardzo przyjemnie można się rozruszać.

W czasie kręcenia po Warszawie nie było wiele ciekawego. Miałem okazję wjechać na parę szybkich odcinków, gdzie osiągnąłem prędkość maksymalną 80.1km/h i w parę miejsc gdzie trzeba było się toczyć z innymi. To było dość nowe doświadczenie, bo nie miałem dotąd za bardzo okazji pojeździć w korku. Przynajmniej nie za wiele i moja jazda nie była zbyt korkowa. Mam na myśli to, że cały czas zostawiałem spory odstęp i ruszałem później niż inni. W zasadzie, to sporo później niż inni. Tym razem miałem okazję potoczyć się z innymi tak poważnie. Trzymać mniejszy odstęp i ruszać jak najwcześniej. Przyznaję, że jazda w korkach to też jest wyzwanie. Spokojne, delikatne ruszanie wymaga wiele wyczucia. Przydaje się tak ruszać jeśli chce się utrzymać mały dystans i ruszać z samochodem przed sobą. Podobało mi się też powolne toczenie, gdy wszyscy przyspieszali i zaraz hamowali. Zdecydowanie będę w ten sposób jeździł w przyszłości. Zużyłem w ten sposób o naparstek mniej paliwa od nich, ale nie musiałem prawie użyć hamulców. O dziwo tylko raz przez coś takiego ktoś się przede mnie wepchnął i zmusił mnie do wczesnego i ostrzejszego hamowania.


Pokaż Jazdy B #7-#8 na większej mapie

Na koniec mapka. Tym razem jest ona wykonana przez aplikację My Tracks, którą już opisywałem. Teraz kilka uwag na jej temat. Aplikacja jest nadzwyczaj dobra, ale ma parę wad wynikających z jej konstrukcji. Punkty stawiane są w odstępach czasowych, a nie wg zmiany odległości. Sprawia to, że przy małej prędkości, lub nawet stojąc w miejscu tworzy się straszna sieczka. Cała ta sieczka potrafi być nawet na drodze (wg zdjęć), ale na podglądzie mapy jest to bardzo nieczytelna plątanina. Aby to na blogu ładnie wyglądało, mapę po przesłaniu naprostowałem. Podoba mi się w niej zdecydowanie to, że po opublikowaniu do Google Maps przesyłane są też statystyki. Można zobaczyć zmierzony dystans (też mi coś), ale też prędkość maksymalną czy średnią (to już lepsze). Ważne jest też rozdzielenie średniej prędkości i średniej prędkości w ruchu. Niestety obie na rowerze wychodzą mi wyższe.

Czytaj też:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz