sobota, 16 lipca 2011

Informatyk za kierownicą - dwa koła, górka i pierwsze metry na mieście

Na to co nastąpiło dzisiaj czekałem z podnieceniem niemal takim jak nastolatek na pierwszą noc spędzoną ze swoją dziewczyną. Co ciekawe podobnie jak taki nastolatek, oczekiwania miałem nieco inne niż to co nastąpiło, ale wydaje mi się, że cieszyłem się bardziej. Dzisiaj, to jest 16.07.2011, miałem dwie godziny na motocyklu i z racji przekroczenia połowy godzin ustawowych mocno liczyłem na wyjazd z placu na miasto i się doczekałem. Zanim to jednak nastąpiło, były kolejne ćwiczenia na placu. Coraz ciekawsze i coraz bardziej wymagające.

Poprzedni post na temat jazd motocyklowych opisywał same początki i w zasadzie następnych nie było sensu pisać do tego momentu, ponieważ kolejne godziny na placu wyglądają niemal tak samo. Wsiadasz na motocykl, przygotowujesz się do jazdy, a zaczynasz rozgrzewkę. Czasem przed wygodnym zajęciem pozycji na siodle trafią się pytania jak wyjęte z egzaminu, na które nie problem po kilku razem odpowiadać jak z pacierza: płynnie i z użyciem fachowych, wyuczonych zwrotów. Rozgrzewka, to wykonanie paru ćwiczeń. W zasadzie robisz co chcesz, póki jest bezpiecznie i się nie wygłupiasz. Najlepiej wykonać ćwiczenia egzaminacyjne dokładnie w takiej formie jak będą później zdawane; slalom, ósemka i górka. Do tego ruszanie i zatrzymanie. Po kilku godzinach między gumowymi pachołkami to żaden kłopot i po 10-15 minutach zaczyna się to już nudzić.

Mając dwie czy trzy godziny na placu trudno sobie wyobrazić ciągłe jeżdżenie 20 metrowego slalomu czy ósemki. Dlatego pojawiają się ćwiczenia. Jeśli instruktor sam czegoś nie podsunie, warto poprosić o jakieś ćwiczenie, bo czujemy się pewnie i zaczyna się robić nudno, to podziała. Poza elementami egzaminacyjnymi, czyli spokojną jazdą na luzie pomiędzy pachołkami w ramach ćwiczeń można:
  • jechać trzymając kierownicę jedną ręką
  • jechać na stojąco
  • jechać na stojąco trzymając kierownicę jedną ręką
  • wykonać slalom z zatrzymaniem i ruszeniem przy każdym pachołku
Większość z tych ćwiczeń ma na celu uzyskanie jak najlepszej równowagi na motocyklu i jego najlepszego wyczucia. Ostatnie z ćwiczeń ma na celu nauczenie szybkiego i dynamicznego ruszania, a więc przygotować do wyjechania na miasto.

Z elementów przeze mnie wymienionych w zasadzie to nie miałem tylko jednego przed dniem dzisiejszym, czyli jazdy na stojąco trzymając kierownicę jedną ręką. Przyznam szczerze, że to było dziś dla mnie najtrudniejsze zadanie. Plac manewrowy do najrówniejszych nie należy przez co slalom między pachołkami jest mocno utrudniony, jeśli nie trzyma się kierownicy pewnie. To raczej trudne gdy stoi się na podnóżkach, ściska motocykl kolanami, wychyla do przodu i ma na kierownicy tylko jedną rękę. Motocykl, z powodu przeniesienia środka ciężkości nieco wyżej, jest znacznie bardziej czuły na ruchy ciała. Naciśnięcie na jeden podnóżek powoduje natychmiastowy skręt motocykla. W takiej raczej niezbyt pewnej pozycji łatwo o niezamierzony przechył.

Już prawie nie mam problemów z manewrami egzaminacyjnymi. Kłopot potrafi mi sprawić jeszcze górka. Dzisiaj zdarzyło mi się zgasić motocykl wjeżdżając na nią za wolno, zgasić motocykl ruszając i stoczyć się kilka razy więcej niż przepisowe 20cm. Niestety jeszcze trochę mi brakuje do wyczucia kiedy sprzęgło złapało wystarczająco, że mogę już odpuścić hamulec i nie stoczyć się na dół. Kwestia wyczucia, trzeba ten element powtórzyć jak najwięcej razy. Udało mi się za to wyrobić sobie ruch co do sprzęgła. Manetkę sprzęgła łapię końcem palców. Chwyt jest dość pewny. Najważniejsze jest to, że jednym szybkim ruchem można wcisnąć sprzęgło do samego końca, a potem jednym płynnym ruchem je zwolnić nie ślizgając manetki po skórze czy rękawicy. Niezwykle proste i co najważniejsze bardzo płynne. Żałuję, że jeszcze w samochodzie takich odruchów nie mam wyrobionych.

Yamaha YBR250
Źródło: katalog-motocykli.pl

Wyjazd na miasto miałem w ostatnich 30minutach mojej jazdy. Okazało się, że mój instruktor nie będzie mógł na następnej mojej jeździe wyjechać ze mną na miasto. Dzięki temu następne 2 godziny poświęcę na doszlifowanie rzeczy, które jeszcze tego wymagają. Pan Paweł postanowił, że wyskoczymy na szybko na miasto, aby zidentyfikować te wszystkie niedociągnięcia już teraz. Z racji krótkiego czasu nie było sensu wyruszać samochodem i pojechaliśmy na jednej maszynie. Na Yamasze YBR 250 mam wyjeżdżone 11h i czuję się na niej bardzo pewnie, a jednak w momencie gdy dosiadł się do mnie instruktor, odczucia moje mocno się zmieniły. Przede wszystkim przy ruszaniu maszyna była znacznie mniej stabilna. Jak dałem za mało gazu przy pierwszym ruszeniu, to mało nas nie wywróciłem. Jeden taki głupi manewr i sporo mnie nauczył. Druga kwestia to widoczność. Od momentu gdy masz pasażera samo obrócenie głowy już nic nie daje. Trzeba się jeszcze wychylić nieco. To trochę utrudnia, bo łatwo zmienić tor jazdy przy takim wychyleniu. Do tego trzeba ponownie wyregulować lusterka, bo jak je się ustawi na siebie na początku jazdy, to niemal pewne, że później będzie w nich widać jedynie ramiona pasażera i to wszystko.

Dość istotne jest tutaj, że mój instruktor jest ode mnie wyższy i odczuwalnie cięższy. W efekcie moja masa przestała mieć tak duży wpływ na maszynę, stąd niestabilność przy ruszaniu i przesunięcie środka ciężkości jeszcze to potęgujące. To samo ma także wpływ na widoczność. Zapewne jadąc z drobną dziewczyną miałbym znacznie lepszą widoczność za siebie odwracając głowę.

Na mieście kłopotów nie miałem. Wjechanie na modlińską było mocno niepewne i 3 razy upewniałem się czy na pasie, na który zamierzałem wjechać, nic nie ma zanim ruszyłem ze skrzyżowania. Problem miałem na światłach, gdzie miałem skręcić w prawo. Po zatrzymaniu przy sygnalizatorze nie byłem w stanie powiedzieć, czy zielona strzałka się pali, czy nie. Uznałem, że się nie pali, więc czekałem spokojnie na zielone światło, bo faktu palenia się światła czerwonego na sygnalizatorze byłem pewien. Tak poza tym, to nie miałem problemu. Po przejechaniu mniej jak 100m wiedziałem już, że lepiej jedzie się środkiem pasa, a prędkość temu sprzyja. Miałem też okazję wyprzedzić rowerzystę bez zmieniania pasa, ale oczywiście z zachowaniem szczególnej ostrożności. Miałem okazję skręcić także w lewo na światłach i co dość ważne i pouczające odczuć dziury, które na 100% ominąłbym jadąc rowerem, aby nie stracić życia. Motor bardzo przyjemnie przy 50km/h takie wyrwy pokonuje.


Pokaż Jazdy A #10-#11 na większej mapie

Na koniec jeszcze takie małe spostrzeżenie z jazdy po mieście motorem. 250ccm dostarcza sporo miłego wrażenia z jazdy. Kiedy jadę Skodą Fabią 1.2 przez miasto i jadę 50km/h to wiem to patrząc na wskazanie prędkościomierza. Bez niego bym przyspieszył uznając, że się wlokę i jechałbym jak wszyscy. W samochodzie prędkość czuć na minus, więc nie dziwię się, że wszyscy tak się spieszą. Motocyklem jechałem i myślałem, że mam już około 50km/h, jednak gdy spojrzałem na prędkościomierz miałem zaledwie przekroczone 30km/h. Na motocyklu prędkość spokojnie odczuwam na plus. Nie tak dobrze jak na rowerze w prawdzie, ale przyjemność z jazdy zaczyna się od razu gdy wskazówka drgnie, a nie dopiero gdy nie będzie już miała siły się wznosić, a silnik nie będzie w stanie wykrzesać z siebie więcej. Podoba mi się to, bo dodaje sporo pewności siebie.

Czytaj też:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz